W Polsce go nie chcieli, zatrudnili Rosjanie. Abratkiewicz szkoli i zdobywa kolejne medale MŚ i IO [WYWIAD]
- Tak się złożyło, że nie było dla mnie miejsca w Polskim Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. Zaważyły na tym pewne okoliczności, które miały miejsce po igrzyskach (...). Po prostu mnie nie chciano - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Paweł Abratkiewicz, trener kadry rosyjskich łyżwiarek szybkich, który wraz ze swoimi podopiecznymi zdobywa medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata, i który ma też pomysł na polskie łyżwiarstwo.
2018-12-27, 20:37
Medal zdobyty przez polskie łyżwiarki (brąz w wyścigu drużynowym) na igrzyskach olimpijskich w Vancouver w 2010 roku był pierwszym olimpijskim krążkiem zdobytym przez nową generację biało-czerwonych panczenistów. Paweł Abratkiewicz, obok ówczesnej trener Ewy Białkowskiej, był ojcem tego sukcesu. Były reprezentant Polski, wielokrotny mistrz kraju w sprincie i olimpijczyk nie pokazał jednak w pełni swojego trenerskiego talentu w ojczyźnie. Po sukcesie zniknął z kraju i rozpoczął współpracę z Rosjanami.
Powiązany Artykuł
PjongCzang 2018: Artur Nogal "nieudacznikiem"? Dwie sekundy z życia sprintera to nie wszystko
Po igrzyskach w Vancouver Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego nie przedłużył z nim umowy. - Pewne okoliczności, które miały miejsce po igrzyskach w Kanadzie być może na tym zaważyły i ówczesny prezes PZŁS uznał, że nie ma dla mnie miejsca - mówi Paweł Abratkiewicz w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
W 2010 roku na horyzoncie pojawiła się jednak ciekawa propozycja ze wschodu, którą Abratkiewiczowi przedstawił kolega, holenderski trener Kosta Poltavetsa, który pracował w grupie zawodowej TVM - szkolił między innymi holenderskie gwiazdy z mistrzem olimpijskim Svenem Kramerem i Ireen Wüst na czele. Rosjanie złożyli mu ofertę, a on szukał współpracowników i pomyślał o Abratkiewiczu. Był rok 2010, a Rosja za cztery lata miała organizować igrzyska w Soczi. Można było się spodziewać, że gospodarze, by błysnąć na swoim terenie podczas imprezy czterolecia, chcą działać z rozmachem. Paweł Abratkiewicz długo się nie zastanawiał. Skorzystał z propozycji.
- Na początku zajmowałem się kadrą sprinterek. Prowadziłem między innymi Olgę Fatkulinę, która podczas próby olimpijskiej w 2013 roku została mistrzynią świata na 1000 m. Rok później Olga została wicemistrzynią olimpijską na 500 m - mówi Abratkiewicz.
REKLAMA
Rosjanie nie odnosili dużych sukcesów przed zatrudnieniem polsko-holenderskiego duetu trenerskiego. - Myślę, że nasze pojawienie się w Rosji miało znaczenie. Wcześniej błyszczał jedynie Iwan Skobriew, który zresztą trenował z Włochami. Rosjanie dawniej byli mocni, ale w pewnym momencie stracili wysoki poziom - mówi trener.
Po igrzyskach w Soczi Abratkiewicz przedłużył kontrakt z Rosjanami. - Nie sądziłem, że zostanę po igrzyskach, ale medal Olgi był potwierdzeniem naszej dobrej pracy i dostałem propozycję, abym został na kolejne cztery lata. Od tamtego momentu nie pracuję już tylko z Olgą, ale szkolę całą kadrę kobiet: długie biegi, średnie i sprint - wyjaśnia szkoleniowiec.
Cios przyszedł przed igrzyskami w PjongCzang
Na igrzyska w 2018 roku Rosja nie miała wstępu. W Korei nie było rosyjskiej flagi, rosyjskiego hymnu i strojów w narodowych barwach. MKOl ukarał sportowców, nie wszyscy na to zasłużyli, ale zastosowano odpowiedzialność zbiorową. - Wśród rosyjskich łyżwiarzy nie było żadnej dopingowej wpadki. Na igrzyska zostały jednak zaproszone tylko trzy osoby z naszej kadry. To było dziwne. Zastosowano odpowiedzialność zbiorową, bo coś złego się działo w innych dyscyplinach. Z grupy moich zawodniczek żadna nigdy nie miała problemów z dopingiem - mówi Abratkiewicz, który w Korei był "persona non grata".
Decyzja MKOl o wykluczeniu Rosji była szeroko komentowana na całym świecie. W Rosji uważano, że podyktowana była pobudkami politycznymi. Właściwie wszyscy, którzy zabierali głos po stronie rosyjskiej, stawiali sprawę jasno - to nie była decyzja wymierzona w dopingowy system, który miał na celu gigantyczne oszustwo, to była decyzja wymierzona w kraj. - Pojechałem do PjongCzangu, ale nie zostałem wpuszczony na halę lodową. Usłyszałem: pan Abratkiewicz nie jest zaproszony. Odszedłem z kwitkiem, a moja zawodniczka, Natalja Woronina. w Gangneung Oval została bez trenera.
REKLAMA
Rosja na zawsze?
Paweł Abratkiewicz Nie ukrywam, że chciałbym być więcej w domu w Tomaszowie, tym bardziej, że mamy w tej chwili taki obiekt i kadra będzie trenowała tutaj, ale z drugiej strony będzie mi szkoda włożonej pracy, która daje pozytywne efekty w Rosji, bo wszedłem z moimi zawodniczkami na najwyższy poziom. Życie potrafi jednak płatać figle
Abratkiewicz pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego. To właśnie w tym mieście stawiał swoje pierwsze łyżwiarskie kroki, tu trenował pod okiem Wiesława Kmiecika. Wtedy w Tomaszowie nie było takich warunków, jakie panczeniści mają obecnie. Wybudowana w 2017 roku pierwsza w Polsce łyżwiarska hala jest wizytówką miasta i ważnym argumentem szkoleniowym klubu KS Pilica.
Arena Tomaszów może stać się kuźnią talentów, a trenerskie doświadczenie Abratkiewicza mogłoby być wykorzystane w szkoleniu kolejnego pokolenia polskich panczenistów. Czy tomaszowianin jest jednak jeszcze zainteresowany współpracą z PZŁS?
- Trzeba siąść i zacząć poważnie rozmawiać, bo wszystko jest do dogadania i nie chodzi mi tylko o warunki finansowe. Musiałbym wiedzieć jaki miałby być system szkolenia, kto mógłby ze mną współpracować, jak dalekosiężny miałby być to plan - podkreśla trener i dodaje: - Jeżeli chodzi o moją przyszłość i kontrakt w Rosji, wszystko wyjaśni się w styczniu.
REKLAMA
Przed sezonem 2018/2019 z polską kadrą łyżwiarzy szybkich współpracę rozpoczął francuski szkoleniowiec Tristan Loy, który odpowiada za biegi długie i średnie (jego wybór nastąpił jeszcze przed zmianą na stanowisku prezesa PZŁS). Ze sprinterami już kolejny sezon pracuje Fin Tuomas Nieminen. Trenerami kadr (od tego sezonu panie i panowie trenują wspólnie) są też Witold Mazur i Arkadiusz Skoneczny.
Czy nowe władze Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego będą zainteresowane doświadczeniami, szkoleniowym dorobkiem i pomysłami Pawła Abratkiewicza? Jego CV warto mieć na biurku i aktualizować, bo wciąż pojawiają się w nim kolejne osiągnięcia. Spojrzenie z dystansu na polskie łyżwiarstwo - osoby mocno z nim związanej - też jest cenne.
Rozmawiała Aneta Hołówek, PolskieRadio24.pl
REKLAMA